aaa4 |
Wysłany: Wto 16:19, 27 Cze 2017 Temat postu: |
|
"Stan beznadziejny" - powiedzial do niej. "Moge umiescic go w szpitalu, ale bedzie za pozno, aby sie to na cos przydalo. Jest straszliwie poparzony. Moglbym ocalic mu zycie, lecz nie uratowalbym jego czlonkow i zawsze juz mialby te olbrzymie blizny, bylby kaleka. Najlepiej go uspic, oszczedzajac mu cierpien."
Widok poparzonego, politowania godnego, dziesiecio- lub jedenastoletniego chlopca wstrzasnal nia. "To nie jest zwierzak domowy, ktorego mozna by uspic, oszczedzajac mu cierpien!" - wykrzyknela do stworzenia przypominajacego bobra. "To jest czlowiek! Jesli nie ocalicie go dla siebie, ocalcie go dla mnie!"
Nie wiedziala, dlaczego to powiedziala, to po prostu wydawalo sie w jakis sposob wlasciwe. Bezbronny, okaleczony chlopiec przypominal Mavrze o jej wlasnej odmiennosci i komentarz Ambrezjanina dotknal ja osobiscie.
Towarzyszyla chlopcu i lekarzowi w drodze do Ambrezy. Zobaczyla go pozniej, wciaz pod dzialaniem narkozy, w wysokotechnologicznym szpitalu. Pokrywaly go rozlegle blizny, obie rece, tak jak i stopy, amputowano.
Klocila sie z Ambrezjanami. Zwykle nie przywiazywaliby do tego wagi, lecz teraz poczuwali sie do szczegolnej odpowiedzialnosci, mieli poczucie winy wobec Mavry Chang.
"Co mozemy zrobic?" - zapytali potem. "Plemie zabije go. Ty nie jestes w stanie mu pomoc. Badz rozsadna!"
Raptownie zaswitalo jej w glowie rozwiazanie. Tego rodzaju intuicja byla dla niej nowoscia, na tym polegala przemiana. |
|